Jak długo przeżyłbyś, gdybyś dziś stracił wszystkie źródła dochodu? Na takie pytanie, zadane przez polskiego
money coacha - Fryderyka Karzełka na portalu
rudaslaska.com,
tylko 12% respondentów wybrało odpowiedź „powyżej 6 miesięcy”.
Pozostałe 88% odpowiedziało „do 6 miesięcy”. Jednocześnie ponad połowa -
53% respondentów uważa, że nie stać ich na regularne odkładanie
pieniędzy. Zdaniem polskiego money coacha, choć w tym sondażu brali
udział Ślązacy, to możemy śmiało założyć, że bardzo podobnie myśli
większość Polaków.
- Szczególnie niepokojący jest właśnie fakt, że
większość naszych rodaków uważa, że nie stać ich na oszczędzanie.
Tymczasem myślenie „nie inwestuję, bo nie mam pieniędzy”, to ślepa
uliczka. Kiedy ktoś mi tak mówi, odpowiadam mu: nie masz pieniędzy, bo
nie inwestujesz. Gdybyś 10 lat temu zaczął
odkładać choćby po 10% dochodów, dziś miałbyś pieniądze, które byłyby
dla ciebie zabezpieczeniem – mówi Fryderyk Karzełek.
W niewoli u szefa, czy u siebie?
Problem w
tym,
że o regularnym odkładaniu myślimy jedynie w kategoriach rezygnowania z
przyjemności, tymczasem ma ono wpływ na wszystkie obszary naszego
życia, np. na naszą pracę.
Żeby sobie to uświadomić, wystarczy sobie odpowiedzieć na dwa pytania:
- Ile miałbyś czasu na znalezienie nowej pracy, gdybyś dziś stracił tę,
którą masz? Czyli – czy stać cię na spokojne szukanie nowej pracy?
- Czy miałbyś czas i pieniądze na dokształcenie się, gdybyś chciał zmienić zawód lub specjalizację?
Jeśli zamiast konkretnych
odpowiedzi przychodzą ci do głowy inwektywy pod adresem swojego
niedobrego i skąpego szefa (które potem wrzucasz na fora internetowe),
to znak, że jesteś niewolnikiem swojego etatu. Co więcej – niewolnikiem
na własne życzenie.
- Wielu z nas ma skłonność do
przerzucania odpowiedzialności za swoją sytuację na kolegów z pracy,
szefa, rodziców, czy komunizm (na marginesie: ponad 20 lat po jego
upadku). Tymczasem swoją przyszłość, w tym swoją karierę łatwiej jest
zaplanować, mając bardziej stabilna sytuację finansową, czyli odłożone
pieniądze na boku – mówi Fryderyk Karzełek. – Pogląd „nie stać mnie na
odkładanie”, to oszukiwanie samego siebie – dodaje.
Sztuka przeżycia za
nieco mniej
Żeby zmienić tę sytuację trzeba świadomie
podjąć decyzję, że co miesiąc odkładamy 10% tego, co zarabiamy. Co
więcej, trzeba uczynić z tego nawyk, czy wręcz przymus, sprawić, że 10%
na osobnym koncie będzie jednym z naszych najważniejszych comiesięcznych
„rachunków” do zapłacenia.
- Jeśli mamy miesięczne 10% mniej na
koncie to… przeżyjemy, bo będziemy musieli! Musimy po prostu przestać
mówić sobie „jak mi zostanie pod koniec miesiąca, to odłożę” – mówi
polski money coach. – Nigdy w historii nie było tylu możliwości
wydawania pieniędzy, co dziś. Jeździmy praktycznie do wszystkich krajów
na świecie i możemy wydać dowolną sumę nie wychodząc z domu, nie łudźmy
się, że ta sytuacja się zmieni,
kiedy zaczniemy więcej zarabiać, będziemy też więcej wydawać. A zatem
zróbmy z oszczędzania przymus – radzi Karzełek.
I dodaje, że
zamiast narzekać na „złych Niemców”, czy „złych Szwedów”, którzy
skrzywdzili Polskę, powinniśmy raczej się od nich uczyć podejścia do
pieniędzy. Wiele społeczeństw Europy też mogłoby narzekać na straty
wyrządzone przez wojnę, czy kryzys, zamiast tego – oszczędzają.
–
Rozmawiałem niedawno z pewnym panem z Niemiec, który odkładał na
ubezpieczenie na życie. Powiedział mi, że niedawno wpłacił pieniądze z
tego ubezpieczenia ze stratą. Z powodu kosztów produktu, choć wpłacił 10
tysięcy euro, to wyjął 7 tys. Ten człowiek w ogóle nie miał pretensji
do
„systemu”, powiedział mi, że założył sobie już nowy, identyczny produkt,
ponieważ najważniejszy jest dla niego nawyk oszczędzania. To wyraźnie
pokazuje różnice w naszym myśleniu o pieniądzach – mówi Fryderyk
Karzełek.
Bilion złotych oszczędności
Polski
money coach podkreśla, że strategia odkładania małymi krokami, to
strategia dochodzenia do zamożności. Gdyby zebrać wszystkie oszczędności
z całej Polski, to uzbierałaby się dziś suma niespełna bilion złotych
(ok. połowa z tego znajduje się na lokatach bankowych). Jeśli tę sumę
podzielić na 38 mln Polaków, to na głowę statystycznego Polaka przypada
26 tys. zł.
– To całkiem spora suma nawet dla trzyosobowej
rodziny. W rzeczywistości jednak, pieniądze te
skupione są w rękach około 10 procent najzamożniejszych członków naszego
społeczeństwa. Także ten fakt potwierdzają wyniki naszej ankiety – mówi
Fryderyk Karzełek. – Jednak cały szkopuł tkwi w naszej mentalności.
Gdybyśmy dziś hipotetycznie zlikwidowali wszystkie pieniądze i każdy z
nas dostałby od nowa po 20 tys zł., to po około roku ten podział
społeczny byłby identyczny, czyli 10% miało by pieniądze, a 90% nie –
dodaje.
Dlatego jego zdaniem najważniejszym procesem, który musi
się dokonać obecnie w Polakach, żeby zaczęli dążyć do zamożności, jest
właśnie zmiana myślenia. Wraz z tym zniknęły by pozostałe polskie
„problemy”, takie jak np. nadzatrudnienie, umowy śmieciowe,
nieefektywność w pracy, czy skłonność do
„kombinatorstwa”.
- Kiedy widzę, ze u nas na takiej samej stacji
benzynowej co w Niemczech pracuje 4 osoby, a tam jedna, to nie dziwię
się, że w Polsce te osoby zarabiają mniej. Pracodawca niemiecki i polski
wydają tyle samo, ale polski dzieli te pieniądze na 4 etaty – mówi
Karzełek. – Uświadamianie Polakom tych mechanizmów to ogromna praca do
wykonania, jednak żeby przyszły efekty, musimy zacząć już dziś – dodaje.